niedziela, 27 lipca 2014

Buble kosmetyczne, część I

Staram się kilka razy przemyśleć zakup jakiegoś produktu. Staram się czytać opinię o produktach zanim wydam na nie pieniądze. Niestety nie zawsze tak się da. Czasem zaufasz marce, czasem stracisz głowę dla opisu producenta, a czasem bubel wrzucą Ci do pudełka subskrypcyjnego. No niestety. Tych produktów zdecydowanie Wam nie polecę...




Buble kosmetyczne, czyli z tymi produktami się nie polubiłam:(
Chociaż próbowałam...





Taft Keratin Complete Spray do włosów Blow Dry Energizer 
 około 18 zł/150 ml


Produkt trafił do mnie w lutowej edycji be Glossy. Producent twierdzi, że należy nałożyć produkt na osuszone ręcznikiem włosy od nasady, aż po końce. Ma dodawać objętość i utrwalać na 48 godzin. Ma nie sklejać. Ma wzmacniać włosy dzięki keratynie. I na końcu ma dać się łatwo usunąć za pomocą szczotkowania. Eh.

Nie jestem w stanie zrozumieć czy to lakier do włosów czy co. Skoro mam go używać na wilgotne włosy to co ma utrwalać? Nieokiełznany nieład na głowie? I co znaczy, że utrwala, ale można go łatwo usunąć przy pomocy szczotkowania? Poza tym skleja, nie dodaje objętości a czy wzmacnia włosy to tego nie wiem. 


Nivea Visage Puree Effect Matt Beauty
matujący krem nawilżający + lekki podkład, naturalny odcień
około 13zł/ 75 ml


Kupiłam z pół roku temu, bo skończył mi się jeden z moich ulubionych kremów BB. Pomyślałam, że krem matujący i lekki podkład w jednym to coś jak krem BB. Nawet posiada jakieś filtry. Stwierdziłam, że na zimę wystarczy. Z resztą pamiętam, że jako nastolatka miałam coś w tym stylu tylko, że w wersji Nivea Visage Young i byłam zadowolona. Ale z tego nie jestem. Producent obiecuje jednolity kolor skóry i promienny wygląd bez makijażu. Ma zmatowić, nawilżać i szybko się wchłaniać. Ma dostosować się do naturalnego koloru skóry przez co cera ma być wygładzona. Aha i odcień ma być naturalny. 

Krem rzeczywiście jest lekki i nieco nawilża, może nawet matowi. Ale to tyle plusów. Producent obiecuje naturalny odcień. Na zdjęciu po prawej pokazałam Wam ten naturalny odcień na dłoni, którą mam całkiem opaloną. Naturalny odcień, być może dla Mulatek. Źle wygląda na dłoni, spróbujcie sobie wyobrazić jaka masakra musi być na twarzy. Strasznie zapycha, niestety. Dawałam mu wiele szans, ale za każdym razem zostawiał nieestetyczne smugi. Miejscami robił mi ciemniejsze plamy koloru. Zupełnie nie dostosowuje się do koloru cery. Chodząca porażka.

Paese Ideal Matte, kolor 30 złoty beż
beztłuszczowy podkład matujący
około 17 zł/ 30 ml 


Trafił mi się wraz z jednym z Paese Box-ów z pół roku temu. Nie lubię podkładów stricte matujących, ale stwierdziłam, że mogę go mieszać z innymi, aby nieco poprawić ich właściwości kryjące i nieco przyciemnić kolor za jasnych podkładów lub używać do konturowania. Producent twierdzi, że podkład ma być lekki, ale dobrze kryjący, a skóra ma pod nim oddychać. Ma stapiać się ze skórą i nie tworzyć efektu maski. Ma pielęgnować skórę, nawilżać ją i chronić przed filtrami UV. No i ma skórę matowić. 

Dawałam kilka szans temu podkładowi mimo, że jego pierwszą wadą, która rzuca się w oczy (a raczej w nos) jest jego okropny zapach. Niestety czuć go nawet kilka godzin po aplikacji. No ale próbowałam nim konturować, mieszać z lekkimi i za jasnymi podkładami. Wszystko na nic. Kolor jest po prostu pomarańczowy i nie ważne w jakich proporcjach go zmieszam to ten pomarańcz zawsze wybija. Niestety nie zrobiłam zdjęcia tej pomarańczy. Podkład na pewno nie jest lekki, ale fakt nieźle kryje. Nie stapia się ze skórą i efekt maski murowany. Nie tylko ze względu na felerny kolor, ten podkład jak zastyga to zachowuje się nieco jak glinka na twarzy. Robi plamy, robi smugi. Masakra. Nie nawilża, za to zapycha. Aha! I ta ochrona UV... Serio? Przy spf 6? Ochroni mnie chyba w nocy.

Pierre Rene Disco Top Coat 22 & Matt Finish 23
po około 12 zł/11 ml



Kiedyś po prostu robiłam zakupy na stronce Pierre Rene. Bardzo chętnie testuje top coat różnych firm, więc czemu nie ten. A wersja matująca była moją pierwszą. Bardzo chciałam móc używać swoich lakierów z matowym wykończeniem. Co do Disco to producent obiecuje, że ów lakier nada fluorescencyjne wykończenie i przedłuży trwałość manicure. Ma zapobiegać odpryskiwaniu i matowieniu lakieru. Może być stosowany jako odżywczy lakier na czyste paznokcie. Wtedy je wzmacnia, ukrywa przebarwienia, utwardza płytkę i redukuje nierówności. Wersja matująca ma nadawać matowy efekt i przedłużać trwałość manicure. Może być stosowany solo, na czyste paznokcie dla nadanie ładnego, schludnego i matowego efektu na paznokciach. 

Nie chcę znów jeździć po fajnej, polskiej firmie, ale z tymi topami po prostu się nie da. Na zdjęciu po prawej widzicie moje paznokcie po 45 minutach od nałożenia topu na świeży lakier. Przez ten cały czas używałam komputera, więc paznokcie miały czas na porządne wyschnięcie. Widzicie te bąble i odgniecenia? Nota bene lakier pod spodem sam w sobie dużo szybciej wysycha. Później zaczęłam po prostu używać rąk. Takie odgniecenia są dla mnie niedopuszczalne. Następnego dnia lakier sam zaczął schodzić w taki gumowy sposób. Mam nadzieję, że wiecie o co mi chodzi. Nie zauważyłam żadnego fluorescencyjnego efektu. Po prostu się błyszczy. Nie próbowałam go używać samego na czyste paznokcie. Mam nadzieję, że użyję go w ten sposób. Wersja matująca robi to co ma robić, ale robi straszne smugi na płytkach. Poza tym sprawia, że trwałość jakiegokolwiek lakieru pod nim jest tragiczna. Odpryskuje po kilku godzinach. Rzeczywiście sprawdza się do używania solo, jednak taki efekt na kobiecych paznokciach nie jest ładny. Spróbuję go użyć na paznokciach Tomka. Mam nadzieję, że na męskich dłoniach pozostawi ładny i schludny wygląd dłoni. Oczywiście jak Tomek zgodzi się na to.

Make Up Store Szminka w kolorze Senorita
około 55zł


  

Produkt znalazłam w bodajże majowej edycji Shiny Box jako prezent dla stałych subskrybentek. Producent twierdzi, że szminka w swoim składnie posiada takie składniki jak: olejek z awokado,wosk pszczeli, witamina E, olejek jojoba, masło shea. Każdy zna niemal magiczne właściwości wymienionych składników. Ta szminka to cud.  Przynajmniej powinna nim być.

Pierwsze nie dla koloru. Nie udało mi się tego idealnie uchwycić na zdjęciach, ale to ciemny różo- fiolet z ciemnoniebieskimi drobinkami. W sumie na sztyfcie widać nieco te okropne drobinki. Sama w życiu nie kupiłabym szminki w tym kolorze. Mimo to chciałam dać jej szansę, ale na ustach wygląda jeszcze gorzej. Nie wyobrażam sobie paradować z błyszczącymi się na niebiesko ustami. Chyba, że na imprezie Halloween, albo na balu przebierańców. Z racji składników powinna bronić się chociaż właściwościami pielęgnacyjnymi, ale gdzie tam. Wysusza usta i podkreśla skórki, o których nie wiedziałyście. Nie wiem jak z trwałością. W końcu nie miałam jej na sobie nigdy dłużej niż minutę. I ta cena. Zupełnie nieadekwatna do czegokolwiek.

Essie Ole Caliente & A Crewed in Terest
po około 35 zł stacjonarnie, po około 12 zł w tanich drogeriach internetowych/ 13,5ml


Nie przecierajcie oczu ze zdumienia. Tak! Potępiam Essie! Skuszona wielkim BUM! na Youtube i blogach postanowiłam wypróbować ze dwa kolory. Na szczęście kupiłam je przez Internet, a nie w stacjonarnych drogeriach. Bo bym się jeszcze bardziej wkurzyła. Producent obiecuje ogromną gamę kolorów, super trwałość, błysk, brak matowienia i w ogóle wow. Wielu twórców mówi to samo...

No dobrze, może gama kolorystyczna jest spora, ale to tyle z plusów. Ole Caliente po prostu strasznie słabo się u mnie trzyma, a szkoda, bo kolor piękny. Z A Crewet In Terest jest jeszcze gorzej. Jego aplikacja to męka. Oba słabo się trzymają, a nakładałam na nie i Essie Good to Go i Seche Vite. Nota bene Good to Go bardzo lubię. Nie są warte 35 zł. Jest mnóstwo tańszych lakierów, z lepszą trwałością i porównywalną gamą kolorystyczną. A szkoda, bo chciałam się z nimi zaprzyjaźnić.

Jeśli mimo wszystko uważasz, że którykolwiek z kosmetyków jest fajny daj znać w komentarzu. Napisz także jeśli masz zdanie podobne do mojego. Chętnie odstąpię te kosmetyki (poza lakierami Essie) tylko za koszt wysyłki, więc jeśli coś Ci się spodobało daj znać na amarantowyblog@gmail.com lub za pośrednictwem Fan page Amarantowych Okularów. Przy okazji zachęcam do polubienia, aby być na bieżąco.

Udanej niedzieli!

6 komentarzy:

  1. A zastanawiałam się nad tym kremem z Nivea, jednak kupiłam tak jak zawsze krem BB z Under Twenty, on mnie nigdy nie zawiódł. :) Nie wiem w czym tkwi fenomen Essie, nagle wszyscy zaczynają ich używać i chwalą.. jakoś i tak mnie nie przekonały do kupna, może kiedyś z ciekawości jak się sprawdzą. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Więc już wiesz, że ten krem należy omijać szerokim łukiem. A co do lakierów to wierzę, że warto wypróbować, bo sadzę, że jednym się podobają innym nie.

      Usuń
  2. A ja Essie bardzo lubię :) Co prawda nie wszystkie kolory są sobie równe jakością, ale zdecydowana większość z tych co miałam była super :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jak mówiłam- jednym pasuje innym nie. Na mnie już lepiej działają Golden Rose czy Essence.

      Usuń
  3. No tak, golden rose za 5 zł za buteleczkę, a essie 35 xD
    Osobiście nie używałam nigdy essie, ale znam wiele osób, które są nimi zachwycone pod każdym względem, Twój wygląda na rozwarstwiony, być może skuszona niższą ceną kupiłaś przez intternet stary lakier.
    Berry.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie widać różnicy więc po co przepłacać:P

      Co do Essie, być może masz rację. Kiedyś na pewno kupię w sklepie stacjonarnym. Na razie się boję;)

      Usuń

Dziękuję za odwiedzenie bloga! Każda opinia jest dla mnie ważna, dlatego proszę zostaw po sobie ślad. Pozdrawiam, Paulajna.